wtorek, 11 listopada 2014

Znaleźć balans

Do niedawna moim głównym problemem zdawał się być brak czasu. Marzyło mi się, żeby raz na jakiś czas po prostu spędzić dzień siedząc na tyłku, nie robiąc nic albo robiąc cokolwiek, po prostu mieć dzień, który mogę wykorzystać albo tylko zmarnować, ale nie czuć się przez to źle. Zmieniłam pracę, skończyłam studia - i mam czas. Nawet bardzo mam czas. Za mną krótki tydzień, dziś piąty dzień mojego weekendu, od jutra kolejny krótki tydzień - dwudniowy. I jakoś tak jest nie tak. Prawda - mogę iść na spacer, spędzić cały dzień szwędając się po okolicy, iść z kimś gdzieś, zwiedzić jakieś muzeum. Wtedy jest mi dobrze, ale potem mówię sobie, że to były takie aktywne trzy dni, że przede mną dwa kolejne i może warto po prostu spać do południa, czytać książkę w łóżku, haftować i oglądać Star Treka. Piękny plan, fantastyczna perspektywa na następny dzień - ale kiedy ten kolejny dzień przychodzi, coś zaczyna uwierać. Może powinnam była się z kimś spotkać? Może trzeba było gdzieś wyjść? Może to jest czas, żeby zrobić pranie, umyć podłogę, napisać raporty do pracy i przygotować sobie lekcje na cały tydzień? Może zorganizować jakichś znajomych i coś razem zrobić? Czy ja w ogóle jeszcze mam jakichś znajomych? Może powinnam się zapisać na kurs rosyjskiego? A może zacząć naukę fińskiego? Może, może, może... Zamiast się relaksować tylko coraz bardziej się najeżam, robię się rozdrażniona i tylko patrzeć, jak wybuchnę. I w sumie nie wiem o co mi chodzi, jedno jest źle, drugie jest niedobrze, a przecież czasem potrzebny jest człowiekowi taki głupi, pusty dzień, żeby tylko malować paznokcie i gapić się w telewizor. Potrzebny? Niepotrzebny? Chyba czuję się winna bo mam czas, bo tak naprawdę to ja nie potrafię (!) mieć czasu - i tu zaczyna się błędne koło, kiedy w grę wchodzi poczucie winy - mam wolny dzień, który mogę wykorzystać i którego nie wykorzystam, bo paraliżuje mnie poczucie winy z powodu wolnego dnia. Jutro do pracy, chociaż na kilka godzin. Chyba wyjdzie mi na zdrowie.

A za oknem kordon policji, więc chyba zaraz będzie szedł Marsz Niepodległości. O dziwo, trochę to uspokaja sumienie - dzisiaj wyjście z domu grozi dostaniem w mordę od ksenofoba, więc mam niezłą wymówkę, żeby nie wychodzić z domu. Może tylko tego mi trzeba - dobrej wymówki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz