poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Trzy antonówki

Mały samoobsługowy spożywczak, do kasy podchodzi pan i prosi o trzy antonówki. Dziwne obyczaje, myślę sobie - w końcu jabłka leżą tam, z innymi owocami, i można je sobie samemu wybrać, załadować w reklamówkę i tylko zapłacić przy kasie. Jednak pani ekspedientka nawet nie mrugnie, tylko obraca się w stronę regału z alkoholem i zdejmuje z półki trzy butelki Lubelskiej Antonówki. No, niby takie oczywiste, a jakoś o tym nie pomylałam - być może dlatego, że była siódma rano.

O powrocie do rzeczywistości i wielogłowych smokach

Dawno nie miałam takich długich wakacji, z perspektywy lipca wydawało się, że będą trwały wiecznie. A tu przychodzi wrzesień - no i masz. Co prawda moje dzieci zaczynają dopiero za dwa tygodnie albo i miesiąc, a na razie tylko stopniowo wracają dorośli, ale cała ta atmosfera powrotu do szkoły jednak przypomina, że już za moment trzeba się będzie zmierzyć ze smokiem. Smoka na razie pamiętam w wersji z legend - ma trzy głowy, zieje ogniem i co poniedziałek żąda ofiary z młodego nauczyciela. Legenda oczywiście mocno zabarwia rzeczywistość, legendy już tak mają. W rzeczywistości smok jest mały, trochę głupi i niesamowicie ujebliwy, ale w gruncie rzeczy da się lubić, przynajmniej czasami. Jednak po półtora miesiąca względnego nicnierobienia legendy rosną w siłę i dorabiają smokowi kolejne głowy i różne obrzydliwe cechy. Trzeba będzie tam po prostu pójść, stanąć na środku sali przed grupą dzieciaków i wziąć smoka za łeb (jeden) - wtedy powinno przestać być tak strasznie. Najgorszy jet nawet nie pierwszy krok, ale całe to myślenie o smokach, które go poprzedza.

W każdym razie teraz, skoro mam jeszcze resztkę wolnego czasu, z powrotem zasiadam do grania w trzeciego Wiedźmina. Smoka tam jeszcze nie uświadczyłam, ale za to trafiają się wiwerny, utopce, południce i inne tałatajstwo.

sobota, 22 sierpnia 2015

Bogactwa Ikarian

Żyjący zubożały poeta stanowi obciążenie dla gospodarki, podczas gdy martwy ma potencjał.
M. Atwood, "Bogactwa Ikarian"

piątek, 14 sierpnia 2015

Literatura i podróże

Już po zakończeniu roku szkolnego i związanej z nim przerażającej papierologii, po letnim obozie z dzieciakami (który utwierdził mnie w przekonaniu, że dwa tygodnie bez możliwości bycia naprawdę samej to trochę dużo), po pięknym ślubie panny (obecnie pani) B. i po głównym wyjeździe wakacyjnym. Czyli po wielu rzeczach. W perspektywie jeszcze prawie cały miesiąc ze śladową ilością pracy, więc, mam nadzieję, dużo czasu: na wycieczki do lasu, granie w Wiedźmina i karmienie obsesji. Już prawie zapomniałam jak to jest mieć czas wolny, mam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie do liceum albo do początku studiów.

Ale ja nie o tym. Dwa tygodnie naszych Wakacji Właściwych spędziliśmy w Suchedniowie, czyli na takim trochę zadupiu w Górach Świętokrzyskich. To były zupełnie inne wakacje niż przywykłam w ostatnich latach, bez szalonej gonitwy, nieprzespanych nocy i masy nowopoznanych ludzi. I dobrze, taki był plan. Łaziliśmy po lesie, grillowaliśmy, zapewnialiśmy rozrywkę psom i dokarmialiśmy bezpańskie koty.

Okazuje się, że Suchedniów, chociaż taka jednak wiocha, ma swojego Znanego Człowieka - Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. To taki pan, któremu poświęcili skwer niedaleko naszego bloku i którego kazali mi czytać w liceum. Czytałam trochę albo wcale, nie bardzo pamiętam - możliwe, że to drugie, bo w liceum miałam etap buntu przeciw lekturom szkolnym. Potem bunt mi przeszedł i zaczęłam nawet żałować, że nie znam pewnych książek, po które bez szkolnego przymusu pewnie już nigdy nie będzie mi się chciało sięgnąć. W każdym razie w ramach tego żalu nakupowałam różnych lektur na starociach, w tym też "Inny świat" Herlinga. Nakupowałam i tak sobie czekają, bo nieczytanych książek mam na półkach sporo, a do tego bardzo rozbudowany system decydujący o kolejności, w jakiej należy je czytać (patrz wspomniane już wcześniej w tym wpisie karmienie obsesji). No i teraz, gdybym wiedziała, że "Inny świat" opisuje Suchedniów, to na pewno przeczytałabym go przed wyjazdem albo chociaż wzięła ze sobą. To nie pierwsza taka historia, kiedy literatura przeplata się z podróżami, a ja żałuję, że nie mam przy sobie danej książki. Beletrystyka potrafi być lepszym przewodnikiem niż przewodniki właściwe, zwykle nudne jak flaki z olejem i kompletnie pozbawione duszy. Moskwę należy więc zwiedzać z "Mistrzem i Małgorzatą" w ręku (sprawdzone), a Warszawę ponoć z "Lalką" (na "Lalkę" też się w liceum buntowałam, ale chyba nawet przeczytałam do końca). Tylko, że przed wyjazdem człowiek rzadko o tym pomyśli. Wyszukiwarka książkowo-podróżnicza by się przydała, szczególnie, że w tym roku w planach jeszcze przynajmniej jeszcze jedno malownicze, polskie zadupie, a potem Stany. Czy taka istnieje?

wtorek, 11 sierpnia 2015

The Rainbow

And then, quite calmly, even a little surprised, she was in the present, and was saying:
'I am dying with hunger.'
'So am I,' he said calmly, as if it were not of the slightest significance. And they relapsed into the warm, golden stillness. And the minutes flowed unheeded past the window outside.
Then suddenly she stirred against him.
'My dear, I am dying of hunger,' she said.
It was a slight pain to him to be brought to.
'We'll get up,' he said, unmoving.
And she sank her head on to him again, and they lay still, lapsing. Half consciously, he heard the clock chime the hour. She did not hear.
'Do get up,' she murmured at length, 'and give me something to eat.'
'Yes,' he said, and he put his arm round her, and she lay with her face on him. They were faintly astonished that they did not move. The minutes rustled louder at the window.
'Let me go then,' he said.
D.H. Lawrence, "The Rainbow"

She thought she loved everybody and believed in everybody. But because she could not love herself nor believe in herself, she mistrusted everybody with the mistrust of a serpent or a captured bird. Her starts of revulsion and hatred were more inevitable than her impulses to love.
D.H. Lawrence, "The Rainbow"

'Would you like to go to war?'
'I? Well, it would be exciting. If there were a war I would want to go.'
A strange, distracted feeling came over her, a sense of potent unrealities.
'Why would you want to go?'
'I should bee doing something, it would be genuine. It's a sort of toy-life as it is.'
D.H. Lawrence, "The Rainbow"

In spite of his criticism and condemnation, he still wanted the great machine. His only happy moments, his only moments of pure freedom were when he was serving the machine. Then, and then only, when the machine caught him up, was he free from the hatred of himself, could he act wholly, without cynicism and unreality.
D.H. Lawrence, "The Rainbow"