czwartek, 24 września 2015

Marketing miłości

Na przystanku, gdzie codziennie czekam na autobus, powiesili reklamę Deichmanna. "Kocham buty" - głosi reklama. Głupi slogan jakich wiele, ale spędzam na tyle dużo czasu gapiąc się na niego, że do głowy przychodzą mi rozmaite refleksje.

Jak można kochać buty? Rozumiem, kochać stare, znoszne buty, które swoje przewędrowały, ze stopami właściciela w środku. Kochać jedne, konkretne buty - do głowy przychodzi mi jakiś obieżyświat, z ciężkim plecakiem, kosturem i w starych traperach. Kochać takie buty - rozumiem. Ale buty ogólnie? Podobno kobiety tak mają, kochają buty - buty w ogóle.  Ja niby też jestem kobietą, a nie pojmuję. Kochają ideę buta? Cieszą się, że nie mamy jak hobbici? I, jeśli faktycznie można kochać buty, to czy można się posunąć dalej i kochać na przykład spodnie? Czy kiedyś zobaczę reklamę bielizny z wielkim napisem "kocham majtki"? To by przynajmniej było zabawne i o wiele bardziej ciekawe niż standardoowe reklamy bielizny. A może miłość rezerwuje się dla butów i torebek (bo one tak podobno w parze, czy raczej w trójkącie może), dyskryminując majtki?

Kocham skarpety. Kocham majtki. Kocham onuce i kalesony. Wszystko kurwa kocham, tylko ludzi nie lubię.

czwartek, 17 września 2015

Miliard lat przed końcem świata

Когда мне плохо, я работаю, - сказал он. - Когда у меня неприятности, когда у меня хандра, когда мне скучно жить, я сажусь работать. Наверное, существуют другие рецепты, но я их не знаю. Или они мне не помогают. Хочешь моего совета - пожалуйста: садись работать. Слава богу, таким людям, как мы с тобой, для работы ничего не нужно, кроме бумаги и карандаша...
А. Стругацкий, Б. Стругацкий, "За миллиард лет до конца света"

Вайнгартен не менялся с годами, он только увеличивался в размерах. Всегда он был веселый, толстый, плотоядный, всегда он что-то коллекционировал - то марки, то монеты, то почтовые штемпеля, то этикетки с бутылок. Один раз, уже ставши биологом, он даже затеял коллекционировать экскременты, потому что Женька Сидорцев привез ему из Антарктиды китовьи, а Саня Житнюк доставил из Пенджикента человеческие, но не простые, а окаменевшие, девятого века. Вечно он приставал к окружающим, требуя показать мелочь, - искал какие-то особенные медяки. И вечно он хватал чужие письма, клянчил конверты с печатями.
А. Стругацкий, Б. Стругацкий, "За миллиард лет до конца света"

Неужели не ясно, что выбирать? Жизнь надо выбирать! Что же ещё? Не телескопы же ваши, не пробирки же... Да пусть они ими подавятся, телескопами вашими! Диффузными газами!.. Жить надо, любить надо, природу ощущать надо - ощущать, а не ковыряться в ней!
А. Стругацкий, Б. Стругацкий, "За миллиард лет до конца света"

Это всё попытки натянуть фрачную пару на осьминога. Причем даже не просто на осьминога, а на осьминога, которого на самом деле не существует...
А. Стругацкий, Б. Стругацкий, "За миллиард лет до конца света"

Хорошо, что чай на свете есть - сказал я. - Давно бы уже пьяный под столом валялся...
А. Стругацкий, Б. Стругацкий, "За миллиард лет до конца света"

czwartek, 10 września 2015

Dylematy freelancera: oczywiście, że chodzi o pieniądze

Teraz jest taki głupi okres: oszczędności uzbierane na wakacje się skończyły, napływają za to oferty pracy. Oferty pracy nie rozwiążą natychmiastowo problemu pustego konta, ale dają nadzieję, że następny głodowy okres się nie pojawi - albo, że przyjamniej pojawi się nieprędko. Do tego jest presja: bo czekają wydatki, bo kasochłonny wyjazd w grudniu, bo na kolejny okres wakacyjny trzeba będzie jakoś w międzyczasie nazbierać. No i jeszcze to głupie uczucie, że jestem w zasadzie dorosłym człowiekiem, a dorosły człowiek powinien kończyć miesiąc z bilansem nieco wyższym niż zero - trzeba zabezpieczać się na przyszłość, kupować mieszkania, samochody, polisy i co tam jeszcze wymyślili. A ja nie lubię ani nie umiem oszczędzać, bo jak już pracuję jak ten wół to powinnam być w stanie bez wyrzutów sumienia pójść na piwo albo do restauracji, niekoniecznie takiej zupełnie najtańszej.

Pod koniec zeszłego roku szkolnego był płacz i zgrzytanie zębami, permamentny niedoczas, brak snu, złe fizyczne samopoczucie - no pełen pakiet. Po wszystkich obietnicach, że w tym roku wezmę na siebie mniej... wzięłam więcej. I kombinuję, i racjonalizuję, i próbuję sama z sobą dojść do ładu:

1. Jestem pazerna. Oferują pracę - oferują pieniądze. Przecież ich nie spuszczę na drzewo? Pieniędzy się nie odmawia.
2. Jak mi już oferują tę pracę, w sumie w ilościach sporych, to chyba też cenią i lubią?
3. Pieniądze dają komfort. I możliwości.
4. Na co mi w zasadzie ten czas wolny? Jak go będę mieć mniej to i spędzę go lepiej.
5. Lubię swoją pracę.
6. Boję się, że znienawidzę swoją pracę.
7. Jak przyjdzie do pisania raportów pod koniec semestru to się nakryję nogami.
8. To nie praca jest problemem, to ja - i moje zanikające umiejętności radzenia sobie ze stresem. Muszę po prostu wziąć się ze siebie, zacząć łykać jakiś magnez czy inny syf - jak się zrelaksuję to już nie będzie tak strasznie.
9. No i organizacja czasu. Oddzielenie pracy od niepracy. Koniec z prokratynacją kiedy jest robota i myśleniem o robocie, kiedy odpoczywam.
10. Z rosnącą ilością spada jakość, a ja nie chcę odwalać fuszerki.
11. Na pewno jeszcze coś, ale teraz już nie pamiętam.

I tak mi gonią te myśli, kombinuję, zastanawiam się, podejmuję decyzje, żeby zaraz potem je zmienić. A potem dzwoni szefowa, ja się uśmiecham głosem przez telefon i mówię że jasne, dam radę - bo jak nie ja to kto? Odkładam słuchawkę i próbuję odtworzyć na co właściwie się zgodziłam. Takie uroki, jak się jest na swoim - masz tyle, na ile sobie zapracujesz, a kiedy oferty są, można się zwyczajnie zajebać. I ja chyba jestem na dobrej drodze do tego. Pożyjemy, zobaczymy. Może stanie się cud i zostanę jakimś bardziej ogarniętym superczłowiekiem, który umie zatrzymywać czas albo chociaż go rozciągać. Coś.

Z jasnych punktów to piątki mam wolne. A w soboty półtorej godziny, z fajną panią, głównie konwersacje. To te cztery dni w tygodniu od rana do nocy chyba dam radę?

Grunt to nie stracić perspektywy. Grunt to nie stracić perspektywy.

czwartek, 3 września 2015

Kometa nad Doliną Muminków

Dziwna rzecz z tymi rzekami i drogami - pomyślał Ryjek. - Widzi się je, jak pędzą w nieznane, i nagle nabiera się strasznej ochoty, żeby samemu też znaleźć się gdzie indziej, żeby pobiec za nimi i zobaczyć, gdzie się kończą...
T. Jansson, "Kometa nad Doliną Muminków"

Mimo zmroku zobaczyli około pięćdziesięciu Hatifnatów wędrujących na wschód.
- Późno wyruszyli w tym roku - zauważył Muminek. - Widziałeś ich kiedy z bliska? Nic nie mówią i nikt ich nie obchodzi. Tylko idą i idą, i machają łapkami, wpatrując się w horyzont. Tatuś twierdzi, że oni nigdy nie dochodzą tam, gdzie chcą, i zawsze tęsknią za jakimś innym miejscem...
T. Jansson, "Kometa nad Doliną Muminków"

Wszystko staje się trudne, kiedy się chce posiadać różne rzeczy, nosić je ze sobą i mieć je na własność. A ja tylko patrzę na nie, a odchodząc, staram się zachować je w pamięci. I w ten sposób unikam noszenia walizek, bo to wcale nie należy do przyjemności.
T. Jansson, "Kometa nad Doliną Muminków"