czwartek, 11 grudnia 2014

Dwie historie z komunikacji miejskiej

Jestem statystycznym Polakiem, lubię narzekać. Głównie na ludzi - że głupi, że ignoranci, że hipokryci, że mają więcej szczęścia niż rozumu. Mimo całego mojego narzekania zawsze staram się myśleć, że za każdym postępowaniem kryją się jakieś motywy i wszystko można jakoś usprawiedliwić. Tak samo jak ciężko mi uwierzyć w kompletną bezinteresowność w robieniu rzeczy dobrych (i szczęka wtedy opada i nie bardzo wiadomo co powiedzieć), tak jakoś nie przyjmuję do wiadomości, że ktoś tak po prostu sam z siebie, bez żadnej prowokacji, jest podłym chujem. Słyszy się co prawda czasem w wiadomościach o utopionych kotkach i skatowanych niemowlętach w beczce, ale wiadomości to wiadomości, jakoś wydaje się niemożliwe, że takie rzeczy faktycznie dzieją się gdzieś w najbliższym otoczeniu. Takie dwie sytuacje mi się wczoraj przydarzyły:

Sytuacja pierwsza. Metro, jedziemy z Psem do weterynarza (Pies miał w weekend ucięte jajka, teraz chodzi na pooperacyjne antybiotyki). Zwalnia się miejsce, siadamy. Pies zaskakująco grzeczny, lokuje się między moimi nogami i nikogo nie zaczepia. Obok niepozorna staruszka czyta gazetkę z supermarketu. Jak tylko siadam obok, staruszka ładuje mi z całej siły z łokcia, a psu daje po głowie czytaną gazetką.
- Daleko ode mnie z tym psem!
We mnie już się gotuje.
- Przecież nawet pani nie powąchał - mówię spokojnie.
- Jeszcze by tego brakowało, żeby mnie wąchał. Panią niech se wącha!
Szlag mnie trafia. Babcia ma kilkustronnicową gazetkę, ale ja książkę w twardej oprawie, jak zajdzie potrzeba też mogę przyłożyć. Szczęśliwie pan siedzący po mojej drugiej stronie proponuje, żebyśmy się zamienili miejscami i sytuacja ucicha - tylko staruszka do końca trasy wysyła mi mordercze spojrzenia.

Sytuacja druga. Jadę autobusem do pracy. Przede mną siedzi facet w średnim wieku - może nie elegancki, ale wygląda przyzwoicie, nie jakiś tam kibol w dresie. Nagle facet drze się na całe gardło:
- Kurwa, wypierdalaj z mojego autobusu, chuju!
Rozglądam się dokoła. Może ktoś ten autobus demoluje, a pan jest przykładnym obywatelem i obrońcą mienia publicznego? Inwektywy lecą dalej, coś o zabieraniu pracy porządnym Polakom i że "to mój kraj, ty wracaj do swojego." Po chwili orientuję się, że kawałek dalej stoi obcokrajowiec i łamaną polszczyzną tłumaczy, że to nie tak, on tu jest legalnie i ma wizę. Na panu to nie robi wrażenia i dalej rzuca kurwami i chujami. Obcokrajowiec nie wytrzymuje i pokazuje mu w końcu środkowy palec.
- Tak to se możesz własnej matce pokazywać, a nie do Polaka, Warszawiaka, legionisty, w jego własnym kraju! Ormianiec jebany, faka mi będzie pokazywał!
W końcu włącza się młoda kobieta.
- Niech mu pan da spokój - mówi. - To taki sam człowiek jak pan.
- Faka mi pokazał!
- Bo pan go obraża.
- Ja u siebie jestem.
"Polak, Warszawiak, legionista" chwyta za komórkę i dzwoni do kolegi.
- Jureczku, Jureczku, skocz na przystanek przy ratuszu, tu taki chuj, Ormianiec jebany mi faka pokazał, wsiądź do autobusu to mu razem najebiemy, zobaczy co znaczy zadzierać z Polakiem.
Pani podchodzi po raz kolejny i grozi policją, dołącza się do niej facet siedzący obok Polaka. Sama bym się dołączyła, ale jednak jestem tchórzem. Polak oburzony, tłumaczy, że on ma prawo, bo on jest przedsiębiorca, biznesmen, ma legalną działalność, ludzi zatrudnia! W końcu wysiada, czy raczej wypada z autobusu, wykopany przez innego słusznie wkurwionego pasażera.

Niby kilka tygodni temu miałam debili z marszu niepodległości zaraz pod blokiem, ale nadal jakoś ciężko mi uwierzyć w istnienie takich ludzi. Wstyd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz