Opowiadał mi on, że kłopoty z afrykańskimi pacjentami nigdy nie polegały na ich braku odwagi - bardzo rzadko odczuwali strach przed bólem albo większą operacją - lecz na ich niechęci do regularnego i systematycznego powtarzania zabiegów, do systematyczności w ogóle, czego wielki niemiecki lekarz nie mógł zrozumieć. Kiedy zaś sama poznałam krajowców, ten właśnie rys ich charakteru najbardziej przypadł mi do gustu. Wykazywali rzeczywistą odwagę; niefałszowane zamiłowanie do niebezpieczeństwa - prawdziwą odpowiedź stworzenia na decyzję losu, echo z ziemi po tym, gdy przemówiły niebiosa. Czasami przychodziło mi na myśl, że oni w głębi serc najbardziej obawiali się z naszej strony pedanterii. Znalazłszy się w ręku pedanta, umierali ze zgryzoty.
Och Lulu - myślałam w takich chwilach - wiem, że jesteś niezwykle silna i potrafisz skakać wyżej niż twój wzrost. Jesteś na nas wściekła, chciałabyś, żebyśmy wszyscy zginęli, i na pewno już byłoby po nas, gdybyś potrafiła tego dokonać. Sprawa nie polega jednak, jak ci się teraz wydaje, na tym, że obstawiliśmy cię przeszkodami zbyt wysokimi nawet dla ciebie, bo przecież nie potrafilibyśmy powstrzymać takiej mistrzyni skoku. Sprawa polega na tym, że my nie ustawiliśmy żadnych przeszkód.
Przychodził wtedy do mnie i opowiadał, jak musi walczyć z chorobliwą melancholią, z absurdalną skłonnością do czarnowidztwa. Musi to przemóc, bo przecież sprawy szły nie najgorzej, nie można się - do wszystkich diabłów - na nic skarżyć. Tylko ten pesymizm, ten pesymizm! To jest najgorsze, co siedzi w środku!
Czasy i moda zmieniały się, w Europie zanikła sztuka słuchania opowieści. Mieszkańcy Afryki, nieumiejący czytać, nadal ją mają. Jeżeli ktoś zacznie do nich mówić w te słowa: "Był raz pewien człowiek, który wyszedł na równinę i tam spotkał drugiego człowieka" - cali zamieniają się w słuch, ich wyobraźnia biegnie śladem nieznanych ludzi na równinie. Natomiast biali nie potrafią słuchać opowiadania, nawet jeżeli czują, że powinni. Jeżeli nie zaczynają się wiercić i nagle nie przypominają sobie rzeczy wymagających natychmiastowej akcji, to zasypiają. Ci sami ludzie proszą jednak o coś do czytania, potrafią długo w nocy pochłaniać pierwszą lepszą książkę, jaka im wpadnie do ręki, czasami nawet zmuszają się do przeczytania przemówienia. Ci ludzie przyzwyczaili się do odbierania wrażeń oczyma.
Mieszkańcy Afryki nie cierpią szybkości, tak jak my nie cierpimy hałasu. Jeżeli są do tego zmuszeni, znoszą szybkość bardzo źle. Nie przychodzą im do głowy takie pomysły, jak urozmaicenie lub zabijania czasu, bo żyją z nim w najlepszej zgodzie. W rzeczywistości są tym szczęśliwsi, im więcej mają tego czasu. Jeżeli ktoś idzie odwiedzić znajomych i da Kikujusowi do potrzymania konia, to z jego twarzy może wyczytać, że tamten spodziewa się, iż wizyta potrwa bardzo długo. Kikujus nie stara się wtedy skrócić sobie czasu, lecz siada i czeka.
- Teraz, proszę pani, ludzie latają - brzmiała jedna z nowin.
- Tak, słyszałam o tym - powiedziała staruszka - posprzeczałam się nawet na ten temat z naszym księdzem. Teraz pan nam wreszcie wyjaśni sprawę. Czy ludzie latają z nogami podciągniętymi pod siebie, jak wróble, czy wyciągniętymi do tyłu, jak bociany?
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"
Och Lulu - myślałam w takich chwilach - wiem, że jesteś niezwykle silna i potrafisz skakać wyżej niż twój wzrost. Jesteś na nas wściekła, chciałabyś, żebyśmy wszyscy zginęli, i na pewno już byłoby po nas, gdybyś potrafiła tego dokonać. Sprawa nie polega jednak, jak ci się teraz wydaje, na tym, że obstawiliśmy cię przeszkodami zbyt wysokimi nawet dla ciebie, bo przecież nie potrafilibyśmy powstrzymać takiej mistrzyni skoku. Sprawa polega na tym, że my nie ustawiliśmy żadnych przeszkód.
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"
Przychodził wtedy do mnie i opowiadał, jak musi walczyć z chorobliwą melancholią, z absurdalną skłonnością do czarnowidztwa. Musi to przemóc, bo przecież sprawy szły nie najgorzej, nie można się - do wszystkich diabłów - na nic skarżyć. Tylko ten pesymizm, ten pesymizm! To jest najgorsze, co siedzi w środku!
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"
Czasy i moda zmieniały się, w Europie zanikła sztuka słuchania opowieści. Mieszkańcy Afryki, nieumiejący czytać, nadal ją mają. Jeżeli ktoś zacznie do nich mówić w te słowa: "Był raz pewien człowiek, który wyszedł na równinę i tam spotkał drugiego człowieka" - cali zamieniają się w słuch, ich wyobraźnia biegnie śladem nieznanych ludzi na równinie. Natomiast biali nie potrafią słuchać opowiadania, nawet jeżeli czują, że powinni. Jeżeli nie zaczynają się wiercić i nagle nie przypominają sobie rzeczy wymagających natychmiastowej akcji, to zasypiają. Ci sami ludzie proszą jednak o coś do czytania, potrafią długo w nocy pochłaniać pierwszą lepszą książkę, jaka im wpadnie do ręki, czasami nawet zmuszają się do przeczytania przemówienia. Ci ludzie przyzwyczaili się do odbierania wrażeń oczyma.
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"
Mieszkańcy Afryki nie cierpią szybkości, tak jak my nie cierpimy hałasu. Jeżeli są do tego zmuszeni, znoszą szybkość bardzo źle. Nie przychodzą im do głowy takie pomysły, jak urozmaicenie lub zabijania czasu, bo żyją z nim w najlepszej zgodzie. W rzeczywistości są tym szczęśliwsi, im więcej mają tego czasu. Jeżeli ktoś idzie odwiedzić znajomych i da Kikujusowi do potrzymania konia, to z jego twarzy może wyczytać, że tamten spodziewa się, iż wizyta potrwa bardzo długo. Kikujus nie stara się wtedy skrócić sobie czasu, lecz siada i czeka.
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"
- Teraz, proszę pani, ludzie latają - brzmiała jedna z nowin.
- Tak, słyszałam o tym - powiedziała staruszka - posprzeczałam się nawet na ten temat z naszym księdzem. Teraz pan nam wreszcie wyjaśni sprawę. Czy ludzie latają z nogami podciągniętymi pod siebie, jak wróble, czy wyciągniętymi do tyłu, jak bociany?
K. Blixen, "Pożegnanie z Afryką"