Bardzo lubię wychodzić z Suką - i to nie tylko do naszego parku pod blokiem, ale wszędzie - do knajpy, do znajomych. Z Psem też, ale Suka jest jednak bardziej moja, a Pies bardziej K. - więc jak wychodzimy bez K. to nie podejmuję się dalszej wycieczki z dwoma zwierzami, biorąc pod uwagę ograniczoną liczbę posiadanych rąk.
Dzięki takim wypadom spędzamy więcej czasu razem, a Suka zdobywa nowe doświadczenia, coraz mniej rzeczy ją straszy, no i zalicza długi spacer - bo jak już gdzieś wychodzimy to zawsze staram się zrobić przy okazji jak najwięcej kilometrów. Oczywiście przed zabraniem Suki w nowe miejsce zawsze robię najpierw rozeznanie - czy tu można, czy nikt nie dostanie zawału, czy nie będzie kota, którego można upolować (bo Suka niestety ma takie tendencje, szczęśliwie przeciętny kot jest od Suki szybszy i sprytniejszy). Stopniowo rośnie nasza osobista lista warszawskich miejsc, gdzie Sukę nie tylko wpuszczają i częstują wodą, ale nawet już poznają i lubią, nieraz czymś poczęstują i dadzą kocyk.
Mam świadomość, że zabierając gdzieś zwierza jestem za zwierza odpowiedzialna - szczególnie, kiedy zwierz jest, jak Suka, odrobinę większego kalibru i potrafi szczekać basowo, tak, że staruszki nieraz łapią się przerażone za serce. I dlatego tym bardziej irytują mnie zachowania nieodpowiedzialnych przechodniów. Listy takich zachowań na pewno są w internetach w pięciuset sześćdziesięciu pięciu egzemplarzach, ale co tam, napiszę po raz pięćset sześćdziesiąty szósty, na bazie własnych doświadczeń.
Do cholery doprowadzają mnie sytuacje gdy:
1. Miła starsza pani podchodzi do Suki i zaczyna ją głaskać, przemawiać i całować, po czym zwraca się do mnie z pytaniem, czy Suka nie gryzie. Nie, nie gryzie, gdyby gryzła to miła starsza pani już nie miałaby okazji zadać tego pytania. Gratuluję żelaznej logiki.
2. Nieodpowiedzialne matki bez konsultacji ze mną nakłaniają swoje kilkuletnie dzieci, by za Suką biegły, wkładały jej palce w oczy i zamęczały, bo "zobacz jaki ładny piesek." Czasami wtedy żałuję, że Suka lubi dzieci i ma do nich dużo cierpliwości. Mogły mieć mniej szczęścia.
3. Obcy ludzie na drugim końcu ulicy wołają Sukę, która jest na smyczy i idzie w zupełnie innym kierunku. Chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
4. Ktoś oburza się w komunikacji miejskiej, że Suka nie ma kagańca - zamiast jednak poinformować o tym mnie, zaczyna bardzo głośno komentować sytuację, teoretycznie adresując swoje słowa do kolegi/koleżanki/męża/żony/kochanki z którą właśnie jedzie. Tak, mam kaganiec przy sobie. Nie, nie zakładam sama z siebie. Tak, wiem jakie są zasady i na prośbę współpasażera założę bez kręcenia nosem - ale na prośbę skierowaną do mnie, a nie w powietrze.
Proszę, nie róbcie tego. Dziękujemy wraz z Suką i Psem.
Dzięki takim wypadom spędzamy więcej czasu razem, a Suka zdobywa nowe doświadczenia, coraz mniej rzeczy ją straszy, no i zalicza długi spacer - bo jak już gdzieś wychodzimy to zawsze staram się zrobić przy okazji jak najwięcej kilometrów. Oczywiście przed zabraniem Suki w nowe miejsce zawsze robię najpierw rozeznanie - czy tu można, czy nikt nie dostanie zawału, czy nie będzie kota, którego można upolować (bo Suka niestety ma takie tendencje, szczęśliwie przeciętny kot jest od Suki szybszy i sprytniejszy). Stopniowo rośnie nasza osobista lista warszawskich miejsc, gdzie Sukę nie tylko wpuszczają i częstują wodą, ale nawet już poznają i lubią, nieraz czymś poczęstują i dadzą kocyk.
Mam świadomość, że zabierając gdzieś zwierza jestem za zwierza odpowiedzialna - szczególnie, kiedy zwierz jest, jak Suka, odrobinę większego kalibru i potrafi szczekać basowo, tak, że staruszki nieraz łapią się przerażone za serce. I dlatego tym bardziej irytują mnie zachowania nieodpowiedzialnych przechodniów. Listy takich zachowań na pewno są w internetach w pięciuset sześćdziesięciu pięciu egzemplarzach, ale co tam, napiszę po raz pięćset sześćdziesiąty szósty, na bazie własnych doświadczeń.
Do cholery doprowadzają mnie sytuacje gdy:
1. Miła starsza pani podchodzi do Suki i zaczyna ją głaskać, przemawiać i całować, po czym zwraca się do mnie z pytaniem, czy Suka nie gryzie. Nie, nie gryzie, gdyby gryzła to miła starsza pani już nie miałaby okazji zadać tego pytania. Gratuluję żelaznej logiki.
2. Nieodpowiedzialne matki bez konsultacji ze mną nakłaniają swoje kilkuletnie dzieci, by za Suką biegły, wkładały jej palce w oczy i zamęczały, bo "zobacz jaki ładny piesek." Czasami wtedy żałuję, że Suka lubi dzieci i ma do nich dużo cierpliwości. Mogły mieć mniej szczęścia.
3. Obcy ludzie na drugim końcu ulicy wołają Sukę, która jest na smyczy i idzie w zupełnie innym kierunku. Chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
4. Ktoś oburza się w komunikacji miejskiej, że Suka nie ma kagańca - zamiast jednak poinformować o tym mnie, zaczyna bardzo głośno komentować sytuację, teoretycznie adresując swoje słowa do kolegi/koleżanki/męża/żony/kochanki z którą właśnie jedzie. Tak, mam kaganiec przy sobie. Nie, nie zakładam sama z siebie. Tak, wiem jakie są zasady i na prośbę współpasażera założę bez kręcenia nosem - ale na prośbę skierowaną do mnie, a nie w powietrze.
Proszę, nie róbcie tego. Dziękujemy wraz z Suką i Psem.