Od dwóch sezonów regularnie wydzwania do mnie Rodzicielka, informując, że chodzę ubrana jak dziad i powinnam kupić sobie nowy płaszcz na zimę. Ona mi nawet ten płaszcz sfinansuje, byle bym tylko zaczęła wyglądać jak człowiek (niedziad). Ostatnio pomyliłam rękaw z dziurą w podszewce i prawie tak wyszłam z domu - to był ten moment, kiedy uświadomiłam sobie, że Rodzicielka może mieć rację z tym dziadem.
Ukochane szmateksy nie miały do zaoferowania niczego interesującego, więc z ciężkim sercem poszłam wreszcie do centrum handlowego. Centra handlowe mnie przerażają, a w okolicach Bożego Narodzenia (czyli tak gdzieś od końca października) robi się tylko gorzej. Jeżeli w danym centrum handlowym jest jeszcze sklep z zabawkami albo fajna księgarnia to zawsze można tam zmarnować dwie godziny, a potem oznajmić że sorry, próbowałam, ale nic mi nie wpadło w oko (i wrócić do domu z zestawem Lego, na który przeznaczyłam płaszczowy budżet). Centrum handlowe do którego się wybrałam nie posiadało o dziwo ani sklepu z zabawkami, ani fajnej księgarni, więc nie pozostało nic innego, jak tylko faktycznie pochodzić a płaszczem. Po zwiedzeniu sklepów oferujących poszukiwane dobro stwierdzam, że obecnie dostępne płaszcze dzielą się z grubsza na trzy kategorie:
1. Ładne i wełniane, właśnie takie, jak bym chciała - z tym, że te kosztują Pieniądze.
2. Wełniane i przeznaczone, jak sądzę, dla nowego gatunku nadczłowieka, który jest wąski w dupie i szeroki w barach (o ile kwestię dupy jeszcze można wytłumaczyć tym, że moja jest nieszczególnie drobna, o tyle dla barów nie znajduję logicznego usprawiedliwienia).
3. "Pijawki" - czyli wąskie, długie, błyszczące, czarne i segmentowane, które upodobniają osobę w takim płaszczu do pijawki właśnie. To zresztą moda która utrzymuje się już od kilku sezonów i jest źródłem mojej wielkiej radości za każdym razem, kiedy tylko wypatrzę na ulicy jakąś "pijawkę."
Zrezygnowana nabyłam w końcu modyfikację "pijawki," szczęśliwie mało do pijawki podobną, za to z martwym pluszowym zwierzem przytroczonym do kaptura (miałam go odtroczyć, ale jest milusi). Oby mi długo służyła, bo jeżeli za rok albo dwa znów będę musiała przejść przez to samo to nie ręczę za siebie.
Ukochane szmateksy nie miały do zaoferowania niczego interesującego, więc z ciężkim sercem poszłam wreszcie do centrum handlowego. Centra handlowe mnie przerażają, a w okolicach Bożego Narodzenia (czyli tak gdzieś od końca października) robi się tylko gorzej. Jeżeli w danym centrum handlowym jest jeszcze sklep z zabawkami albo fajna księgarnia to zawsze można tam zmarnować dwie godziny, a potem oznajmić że sorry, próbowałam, ale nic mi nie wpadło w oko (i wrócić do domu z zestawem Lego, na który przeznaczyłam płaszczowy budżet). Centrum handlowe do którego się wybrałam nie posiadało o dziwo ani sklepu z zabawkami, ani fajnej księgarni, więc nie pozostało nic innego, jak tylko faktycznie pochodzić a płaszczem. Po zwiedzeniu sklepów oferujących poszukiwane dobro stwierdzam, że obecnie dostępne płaszcze dzielą się z grubsza na trzy kategorie:
1. Ładne i wełniane, właśnie takie, jak bym chciała - z tym, że te kosztują Pieniądze.
2. Wełniane i przeznaczone, jak sądzę, dla nowego gatunku nadczłowieka, który jest wąski w dupie i szeroki w barach (o ile kwestię dupy jeszcze można wytłumaczyć tym, że moja jest nieszczególnie drobna, o tyle dla barów nie znajduję logicznego usprawiedliwienia).
3. "Pijawki" - czyli wąskie, długie, błyszczące, czarne i segmentowane, które upodobniają osobę w takim płaszczu do pijawki właśnie. To zresztą moda która utrzymuje się już od kilku sezonów i jest źródłem mojej wielkiej radości za każdym razem, kiedy tylko wypatrzę na ulicy jakąś "pijawkę."
Zrezygnowana nabyłam w końcu modyfikację "pijawki," szczęśliwie mało do pijawki podobną, za to z martwym pluszowym zwierzem przytroczonym do kaptura (miałam go odtroczyć, ale jest milusi). Oby mi długo służyła, bo jeżeli za rok albo dwa znów będę musiała przejść przez to samo to nie ręczę za siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz