Dawno nie miałam takich długich wakacji, z perspektywy lipca wydawało się, że będą trwały wiecznie. A tu przychodzi wrzesień - no i masz. Co prawda moje dzieci zaczynają dopiero za dwa tygodnie albo i miesiąc, a na razie tylko stopniowo wracają dorośli, ale cała ta atmosfera powrotu do szkoły jednak przypomina, że już za moment trzeba się będzie zmierzyć ze smokiem. Smoka na razie pamiętam w wersji z legend - ma trzy głowy, zieje ogniem i co poniedziałek żąda ofiary z młodego nauczyciela. Legenda oczywiście mocno zabarwia rzeczywistość, legendy już tak mają. W rzeczywistości smok jest mały, trochę głupi i niesamowicie ujebliwy, ale w gruncie rzeczy da się lubić, przynajmniej czasami. Jednak po półtora miesiąca względnego nicnierobienia legendy rosną w siłę i dorabiają smokowi kolejne głowy i różne obrzydliwe cechy. Trzeba będzie tam po prostu pójść, stanąć na środku sali przed grupą dzieciaków i wziąć smoka za łeb (jeden) - wtedy powinno przestać być tak strasznie. Najgorszy jet nawet nie pierwszy krok, ale całe to myślenie o smokach, które go poprzedza.
W każdym razie teraz, skoro mam jeszcze resztkę wolnego czasu, z powrotem zasiadam do grania w trzeciego Wiedźmina. Smoka tam jeszcze nie uświadczyłam, ale za to trafiają się wiwerny, utopce, południce i inne tałatajstwo.
W każdym razie teraz, skoro mam jeszcze resztkę wolnego czasu, z powrotem zasiadam do grania w trzeciego Wiedźmina. Smoka tam jeszcze nie uświadczyłam, ale za to trafiają się wiwerny, utopce, południce i inne tałatajstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz