Chyba trochę już przyszła jesień. Do mnie to jakoś nie dotarło, dziś rano w metrze zastanawiałam się skąd tyle dzieciaków w białych koszulach. Chwilę mi zajęło skojarzenie, że przecież pierwszy września, początek roku szkolnego, te sprawy. Jesień jest fajna, bo można zbierać grzyby i są kasztany. Okazuje się, że dzielimy z Psem wspólne zamiłowanie do kasztanów. Pies ogólnie jest za poważny na wszelkie zabawki i zwykle je ignoruje, ale za kasztanami biega.
Rok szkolny co prawda się zaczął, ale ja mam jeszcze trochę wolnego. Za tydzień startują moje dwie pierwsze grupy, reszta trochę później. Myślę, że rutyna prędko mnie nie dogoni, za dużo się zmienia. Do października wszystko będzie już przewrócone do góry nogami - nowa praca, nowe mieszkanie, nowy Współlokator (a w zasadzie dwóch, jeśli liczyć Psa - na razie Pies pomieszkuje, trochę tu, trochę tam, zależnie od tego, kto akurat może mu poświęcić więcej czasu). Trzeba będzie ogarnąć burdel organizacyjny i się w to wszystko wdrożyć, ale póki co po prostu się cieszę i po swojemu świętuję - przy dobrym jedzeniu, na długich spacerach, zwiedzając mniej znane zakątki Mojego Miasta i aktywnie (przez ostatnie kilka dni naprawdę aktywnie) spędzając czas.
A teraz właśnie wróciłam z urzędu, gdzie podpisywałam papierki w związku z działalnością gospodarczą. Od października będę przedsiębiorcą, czy czymś tam - ale to kolejna sprawa do doogarnięcia później, te wszystkie ZUSy, VATy, inne straszne rzeczy. Na razie siedzę w domu, wyszywam moje robótki i leczę kaca po wczorajszym opijaniu podpisania umowy najmu mieszkania. Jest co opijać. Lubię jak się dzieje, mam dzięki temu wrażenie, że nie stoję w miejscu.
Rok szkolny co prawda się zaczął, ale ja mam jeszcze trochę wolnego. Za tydzień startują moje dwie pierwsze grupy, reszta trochę później. Myślę, że rutyna prędko mnie nie dogoni, za dużo się zmienia. Do października wszystko będzie już przewrócone do góry nogami - nowa praca, nowe mieszkanie, nowy Współlokator (a w zasadzie dwóch, jeśli liczyć Psa - na razie Pies pomieszkuje, trochę tu, trochę tam, zależnie od tego, kto akurat może mu poświęcić więcej czasu). Trzeba będzie ogarnąć burdel organizacyjny i się w to wszystko wdrożyć, ale póki co po prostu się cieszę i po swojemu świętuję - przy dobrym jedzeniu, na długich spacerach, zwiedzając mniej znane zakątki Mojego Miasta i aktywnie (przez ostatnie kilka dni naprawdę aktywnie) spędzając czas.
A teraz właśnie wróciłam z urzędu, gdzie podpisywałam papierki w związku z działalnością gospodarczą. Od października będę przedsiębiorcą, czy czymś tam - ale to kolejna sprawa do doogarnięcia później, te wszystkie ZUSy, VATy, inne straszne rzeczy. Na razie siedzę w domu, wyszywam moje robótki i leczę kaca po wczorajszym opijaniu podpisania umowy najmu mieszkania. Jest co opijać. Lubię jak się dzieje, mam dzięki temu wrażenie, że nie stoję w miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz